Forum Letniej Szkoły Magii ECK Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Myślodsiewnia.

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Letniej Szkoły Magii ECK Strona Główna -> Akademia Aurorów
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Stanleyowa
Auror



Dołączył: 25 Wrz 2010
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Pszczyna

PostWysłany: Pon 21:24, 22 Sie 2011 Temat postu:

Już, Złoty, nie denerwuj się ;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amelie
Auror



Dołączył: 24 Lip 2011
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 21:38, 22 Sie 2011 Temat postu:

To ja jeszcze dodam coś o pamiętnej lekcji zaklęć z imperiusem. Złoty już wszystko opisał, ja tylko dodam moje wrażenia...

pomińmy fakt iż totalnie nie wiedziałam o grupach i w ogóle mój zmysł ogarniania już trochę wysiadał :D

Habababa, kto jeszcze nie chce poznać co go czeka niech opuści zajęcia. Została Jaga, Trino i ktoś jeszcze (sorki, że nie pamiętam, to było emocjonujące wydarzenie) i ja... Zostałam, bo pomyślałam sobie "a co się będę, wakacje są"... no i Estera do nas: "dziękuję, że zostaliście, to się dla mnie bardzo liczy" czy jakoś tak, nie pamiętam dokładnie. Najpierw poszłyśmy ja z Jagą, która na schodachsię mnie pyta , czy mi się podobają metody nauczania pani rektor i dlaczego, ta ja jej, że uważam, że pani rektor zasługuje na zaufanie itp itd... Uwaga uwaga nadal nie wiedziałam o istnieniu grup :D nie ma to jak mój ogar. No i jak zeszłyśmy na dziedziniec (nie było nikogo, trochę mnie to zdziwiło) podeszła do nas Trino i zaczęły mnie werbować. Dopiero wtedy ogarnęłam, że coś się dzieje :D[/u]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nana
Profesor LSM



Dołączył: 02 Paź 2009
Posty: 417
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 21:41, 22 Sie 2011 Temat postu:

Stanleyowa napisał:
Mam jeszcze coś! xD

Pewnego dnia... Haba baba xD Siedzieliśmy sobie grupką przy stoliku na dziedzińcu. Gadamy. Nagle zauważyłam Hanę stojącą na schodach do lochu głodowego. To było naprawdę dziwne. Stała tak jak jakiś posąg. No więc postanowiłam do niej podejść i ogarnąć o co chodzi. Podchodziłam powoli i cicho bo zaczęła wyczyniać jakieś dziwne gesty rękoma. W końcu stanęłam obok niej.
-Grupa Estery ma tam spotkanie - powiedziała patrząc wymownie w górę. - Zostań tutaj i próbuj coś usłyszeć.

Tak więc stanęłam na tych schodkach i zaczęłam wytężać głos. Problem w tym, że słychać było tylko tembr głosu Estery ale ni cholery nie dało się wysłyszeć poszczególnych słów. W miedzyczasie Hana z Bubą usiadły na krzesełkach pod sceną i zaczęły ze sobą głośno konwersować i co chwila się śmiać. To zupełnie wytrąciło mnie z konwencji, no bo przecież miałyśmy podsłuchiwać!

Po chwili przyszła Ola i jeszcze ktoś (zabijcie mnie ale nie pamiętam kto). Od razu pokazałam im, że mają być cicho. Zaczęły łazić gdzieś na około. Szeptem powiedziałam im, ze podsłuchujemy "tych złych". Nagle Buba zaczęła do mnie migać. No świetnie! Bo na pewno pamiętam migowy, którego uczyłam się w 2008 i od tamtego czasu nie używałam! Więc podeszłam do nich ze zirytowanym wyrazem twarzy.
-Podsłuchujcie ich - powiedziała Buba. - My staramy się ich rozproszyć. Toperz co chwila tu spogląda zdenerwowany.
Znów się roześmiały. Wróciłam na swoje miejsce.

Chwilkę później zobaczyłam jak Złoty wyłazi na ten murek za sceną uśmiechając się perfidnie. Wlazł na murek i zaczął ciskać kamieniami w stronę CHASZCZY OBOK ESTERYCH ŻEBY NAROBIĆ CHAŁASU xD Dwa razy mu się nie udało ale za trzecim już dorzucił. To był bardzo niespotykany widok.

Jakiś czas później oczywiście spotkanie się skończyło i zeszliśmy ze swoich "stanowisk".


to wspomnienie bardzo mi się podoba przede wszystkim dlatego, że nie słyszałam w ogole o tej akcji więc to dla mnie coś nowego:)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bezia
Auror



Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 386
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Siedlce!

PostWysłany: Pon 22:32, 22 Sie 2011 Temat postu:

Nocna Eskorta
Była to jedna z tych ninesamowitych, przepełnionych magią nocy, która przez ogrom towarzyszących emocji, zapadła głęboko w pamięć i nie sądzę, aby mogła szybko ulecieć.
Właściwie pierwsze zastosowanie zaklęć w praktyce. Kadeci podzieleni na dwie grupy. Jedna to aurorzy, których zadaniem jest przeeskortowanie wyznaczonej osoby do konkretnego miejsca, a druga - śmierciożercy- którzy mają temu zapobiec.
W tej drugiej roli poradziliśmy sobie... dobrze. Udaremniliśmy Amelii dojście do kościoła. Plan był prosty, zaczailiśmy się w krzakach, na różnych odcinkach drogi, dwie osoby postawiliśmy przy drzwiach do świątyni. Wyskoczyliśmy na grupę eskortującą i w wielkim chaosie i zamieszaniu, rzucaliśmy na siebie (a właściwie gdzie tylko się dało) nawzajem zaklęcia na zmianę z przeciwzaklęciami. Jako, że była to pierwsza taka akcja, było trochę niedociągnięć i problemów z połapaniem się w tej wielkiej bitwie ale mimo wszystko udało nam się zatrzymać przeciwników. Kiedy jednak role się odwróciły, przekonaliśmy się, że sprawa od strony aurorów nie jest wcale taka prosta i to śmierciożercy mają dogodniejszą sytuację. Trino miała zostać bezpiecznie przetransportowana spod kościoła do zamku (konkretnie chyba pewnej studni). Kłania się taktyka. Buba i Toperz zajęli się dowództwem i w oparciu o całąwielkąciąglerozrastającąsię masę pomysłów rzuconych przez całą ekipę stworzyli plan, mający przynieść nam zwycięstwo. Zduplikowaliśmy Trino. Hana, czyli jej sobowtór w ciemności była niemalże nie do poznania. Stworzyliśmy, jak się zresztą później okazało - bardzo skuteczną- formację o niepozornej nazwie "Żółwie na Biebrzy". Miała ona kształt zamkniętej litery 'A'. W środku umieściliśmy Hanaę oraz medyka, który miał odczarowywać wszystkich zdrętwociałych. Prawdziwą Trino umieściliśmy na prawym ramieniu (ponieważ z tamtej strony nie mogli nas zaskoczyć) i daliśmy jej patyk, żeby myliła przeciwników.
Poruszanie się pod osłoną nocy nie było takie proste i dawało przewagę śmierciożercom. Jednak to ta właśnie ciemność powodowała narastający dreszczyk emocji. Wspinaliśmy się więc pod górę, starając się ograniczać światło latarek do minimum. Zapalaliśmy ją tylko wtedy, kiedy bylismy przekonani, że coś przebiega w krzakach (tak, to BYŁO DZIKIE ZWIERZĘ!). Byliśmy zwróceni we wszystkich kierunkach aby nic nam nie umknęło. Razem z Olą szłyśmy tyłem, aby i z tej strony nikt na nas nie wyskoczył.
Wszyscy mieli się na baczności. Wpatrywaliśmy się w wyznaczone miejsca, skupiając uwagę na przestrzeni przed sobą i próbując usłyszeć jakiś znaczący dźwięk w tej tajemniczej, leśnej ciszy. Każdy starał się wyostrzyć swoje zmysły tak bardzo jak to tylko możliwe. Każdy krok był stawiany niepewnie a serce biło szybciej. Różdżki mieliśmy wyciągnięte przed siebie i nic nie mogło sprawić abyśmy je opuścili. Ręce zaciskały się na trzonkach coraz mocniej. Jeszcze nigdy ta droga nie była owiana taką magiczną aurą. Emocje, które towarzyszyły niesamowicie się nasilały.
Nagle wypadli na nas ( nie wiem skąd, bo byłam tyłem) śmierciożercy. No i zaczęłą się walka. W zamieszaniu krzyknęliśmy do Hany "Trino uciekaj" podczas gdy prawdziwa Trino machała patykiem wykrzykując zaklęcia (a przynajmniej miała tak robić xP). Jedni zbiegli w dół, inni pobiegli na górę, reszta została tam gdzie stała i miotała zaklęciami. Nie było już takiego rzucania ich na lewo i w prawo, byle w kogo i byle gdzie, stworzyło się więcej sytuaci 'sam na sam' . Bitwa trwała długo, skład walczących ciągle się zmieniał, osoba bez różdżki nagle miała w posiadaniu ich kilka, habababa habababa, ogólnie słychać było głównie krzyki przejętych osób i widać wyłaniające się z ciemności twarze, którymi targały wielkie emocje (osobiście nigdy nie zapomnę morderczego, władczego wzroku Jagi). Podczas gdy większość ludzi była już pod działaniem drętwoty i mało kto się mógł ruszać, przybiegła Asia, odczarowała wszystkich śmierciożerców, rozbroiła aurorów, zdrętwociła ich i pobiegła spowrotem na górę ( po drodze zatrzymując się przy mnie i długo zastanawiając się czy aby nie jestem z nią i nie trzeba mnie odczarować ) Kiedy stałam sobie odrętwociała już od jakiegoś czasu i myślałam, że już nikt mnie nie odczaruje zobaczyłam między tłumem posągów Olę, która przywracała wszystkim zdolności ruchowe. odczarowała i mnie, zdobyłyśmy różdżkę i pobiegłyśmy razem do zamku (ja pełna obaw nadal poruszałam się tyłem), rzucając co chwila w ciemną przestrzeń Protego. Okazało się, że Trino od dawna siedzi już bezpiecznie na zamku. Wygraliśmy!


Ostatnio zmieniony przez Bezia dnia Wto 0:56, 23 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stanleyowa
Auror



Dołączył: 25 Wrz 2010
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Pszczyna

PostWysłany: Pon 23:01, 22 Sie 2011 Temat postu:

To ja dopiszę jeszcze troszkę do wspomnienia Bezi.
W pierwszej eskorcie to ja byłam medykiem. Gdy rozgorzała walka oczywiście starałam się oddrętwocać jak największą liczbę "naszych". W pewnym momencie zauważyłam, że kilka osób biegnie w górę. Nikt ich nie zauważył bo wszyscy byli tak przejęci walką. Pobiegłam za nimi. Byli to bodajże Trino, Hana i Toperz. Dobiegłam do nich i szliśmy w trójkę. Nagle zauważyliśmy, że ktoś za nami idzie. Wystraszeni spytaliśmy kto to. Okazało się, że Rubik. Dołączył do nas.

Razem z Rubikiem obstawialiśmy tyły. Wszyscy cały czas rozglądali się za śmierciożercami. o drodze ktoś nas chyba dogonił ale Rubik go zdrętwocił i odebrał różdżkę (znów nie pamiętam kto to był). Poszliśmy dalej.

Momentami biegliśmy, momentami szliśmy. Ogólnie wszyscy byli strasznie zmęczeni przez tą drogę pod górę. Trino, biedna, nie dawała rady. Wszystkich już bolały gardła od szybkiego oddechu. Doszliśmy do pierwszej bramy. Wystraszeni przeszliśmy przez nią ale o dziwo nikt ze śmierciożerców tam na nas nie czekał. Rozglądaliśmy się jeszcze uważniej bo byliśmy już na terenie zamku. W każdej chwili ktoś mógł na nas wyskoczyć.

Przeszliśmy przez most i bramę i nagle ktoś nas zaatakował. Dwie albo trzy osoby dostały drętwotą ale ktoś szybko unieszkodliwił napastnika (xD). Oddrętwociłam zdrętwoconych i już wchodziliśmy do zamku. Ktoś wszedł jako pierwszy i od razu został unieruchomiony przez Ovcę. Wtedy ja szybko weszłam do akcji (xD). Zdrętwociłam Ovcę, oddrętwociłam kogoś z naszych (no, zabijcie ale nie pamiętam kto to był...) i odebrałam Ovcy różdżkę. Weszłam na dziedziniec.

Stanęłam za jakimś samochodem słysząc odgłosy walki. Toperz strasznie się darł, chcąc rzucić zaklęcia w, bodajże, Złotego. Chyba raz albo dwa oddrętwociłam Toperza bo dostał zaklęciem. Jeszcze chwilę chowałam się za samochodem chcąc oddrętwacać "naszych". W końcu usłyszałam krzyk, że Trino dotarła do studni. Wygraliśmy.

Co do ostatnich dwóch akapitów nie jestem całkowicie pewna bo to była adrenalina jak nigdy dotąd xD Poprawcie mnie jeśli gdzieś napisałam coś nie tak ;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bezia
Auror



Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 386
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Siedlce!

PostWysłany: Pon 23:12, 22 Sie 2011 Temat postu:

No to jeszcze krótka wzmianka dla Estery, która nie wiem jakim cudem nie zapoznała się z czajnikiem z męskiego dormitorium. Otóż ów czajnik był przedmiotem magicznym. Podłączony do kontaktu przy łóżku Piotra zmieniał się we włącznik światła. Klik i światło jest, kilk i światła nie ma! Klik klik. Woda w tym czasie nie gotowała się, czajnik nie uruchamiał swoich mugolskich funkcji. W ten o to sposób, Piotr stał się władcą światła i mógł je zapalać i gasić kiedy tylko chciał, nie ruszając się ze swojego łoża!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Złoty
Auror



Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 162
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Z miejsc których nigdy w życiu nie widziałeś

PostWysłany: Wto 12:42, 23 Sie 2011 Temat postu:

Na zamówienie: opiszę część końca fabuły.

Było to już po tym, jak wyruszyliśmy po artefakty. Estera dostała szkatułę, ale nikt z Gwardii nie wiedział co w niej było. Siedzieliśmy na Rycerskiej, czekając tylko na to, co zaraz może się stać. Minuty zdawały się trwać wiecznie, ludzie byli zdenerwowani. Nagle usłyszeliśmy Esterę:

-KADECI ZBIÓRKA!- po głosie dało się poznać, że nie dostała tego,czego chciała.

Szybko wylecieliśmy na dziedziniec i się ustawiliśmy. Estera próbowała zachowywać pozorny spokój, ale nie bardzo jej to wychodziło. Głos miał dziwny ton, a ona sama chodziła w tą i z powrotem.
Nagle słychać trzask i zaraz po tym syrenę: zaklęcia obronne padły, ktoś dotarł do zamku. Wyjąłem różdżkę, dokładnie to samo uczyniła spora część ludzi. Wtedy niebo przeszył snop zielonych iskier: Na wieży, zapewne bardzo zadowolony z siebie stał Dorian. Ciskał zaklęciami w niebo jakby chciał pokazać, że na pewno nikomu nie uda się go powstrzymać.

- Dobrze się bawisz, mój stary przyjacielu?! - Estera zachowywała się jak prawdziwa wariatka.

-Iiiichahahah.- Dorian z resztą też.

Iskry zniknęły, dało się słyszeć kolejny trzask.

-Ja się tym zajmę.- powiedziała Estera idąc szybko w stronę bramy.

Nam kazano zostać, choć każdy miał ochotę ruszyć pędem za nią. Po chwili jednak wszyscy zaniepokoili się na tyle, że ruszyliśmy do bramy. stanęliśmy na moście prowadzącym do zamku, a każdy już z daleka widział światło pojawiające się w lesie za murami błoni: zaklęcia latały w każdą możliwą stronę, pojawiając się to między drzewami, to zaraz nad pagórkiem dzielącym błonia od reszty wzgórza. Staliśmy chwilę oszołomieni, po czym wszyscy rzucili się pędem do bramy: Stała tam tylko zadyszana Estera, obok której leżała dymiąca szata: resztka z tego, co zostało z Doriana.

-Estera co się stało?- zapytała nieco przestraszona Nana
-NIC! NIC się nie dzieje! JUŻ NIC NAM NIE BĘDZIE PRZESZKADZAĆ!- Estera była przerażająca.
-Ty.... ty..... TY GO ZABIŁAŚ?-
-Znów ta sama gadka, tak? TERAZ JUŻ NIC MI NIE PRZESZKODZI!-

Kłótnia między Esterą a Naną rosła w siłę im bliżej byliśmy dziedzińca.

-Wiecie, co mamy robić jak będą chciały się pojedynkować- powiedziałem do Jagi, która stała się pośrednikiem między Gwardią a Esterymi. Ona tylko przytaknęła.

Na dziedzińcu Estera stanęła po jednej stronie, Nana po drugiej.

-ODSUŃCIE SIĘ, załatwimy to po swojemu. - powiedziała jeszcze w miarę spokojnie Estera.

Z tłumu dało się słyszeć tylko "Nie.". Różdżki zaczęły się unosić w górę, rzucając zaklęcia obronne bo nikt nie miał ochoty na kolejną ofiarę dzisiejszej nocy.

-ODSUŃCIE SIĘ!- Estera znów przekształcała się w wariatkę.

Część ludzi zrobiła krok w tył, reszta nadal stała murem między Naną a Esterą.

-ODSUUUUŃCIE SIĘĘĘĘĘĘ- głos Estery wywołał u mnie ciarki. Potem usłyszałem już tylko jakieś dziwne zaklęcie, i umysł się zbuntował: Odsuń się.... Odsuń się..... Nie do końca z własnej woli stanąłem przy schodach: między Naną a Esterą została już naprawdę garstka ludzi. Skoro Estera zdołała już rzucić na nas Imperio, bałem się że zrobi im krzywdę.

-Dajmy im to rozstrzygnąć tak, jak chcą. I tak nie damy sobie rady z tak potężną magią, a nie chciałbym żeby komuś z Was coś się stało.- powiedziałem.

Między Esterą a Naną nie było już nic oprócz nienawiści. Zapadła cisza.
Ze strony Nany padły pierwsze zaklęcia. Odpowiedzią na to była kula zielonego światła, mknąca w jej stronę. Zaklęcia zaczęły latać na wszystkie strony, jedno rykoszetem prawie trafiło w nas. Dziedziniec nagle znów spowił się w mroku: Między Naną i Esterą stał Łukasz i Adam próbując je uspokoić. Ale żadna z nich nie wykazywała oznak tego, że chce to teraz przerwać. Estera zrobiła jakiś dziwny ruch różdżką, i między tą czwórką pojawił się snop białych iskier. Adam z Łukaszem szybko odskoczyli, a pojedynek zaczął toczyć się dalej. Estera z obłędem na twarzy wzniecała snop, był już naprawdę ogromny. Nana starała się to powstrzymać, bo widać było zaklęcia rozbijające się o białe iskry. Nagle na tarczy pojawiła się chmura dymu i zrobiło się ciemno. Kiedy wszystko opadło, Estera leżała na ziemii a Nana po drugiej stronie już opuszczała różdżkę. Koniec. Pani rektor nie żyje. Dziewczyny zaczęły płakać, do mnie dotarło, że to nie musi się tak skończyć. Szybko przegoniono nas na Rycerską, gdzie powstał chaos. Część ludzi siedziała, nie wiedząc co zrobić, reszta rozpaczała, a jeszcze inni rozkminiali czy da się to cofnąć. Do sali wszedł Łukasz i Adam. Zapadła cisza po raz kolejny.

-Jako, że pani rektor nie żyje... Przejmuję obowiązki rektora Akademii Aurorów.-

-Musi być jakieś wyjście, to nie może się tak skończyć.-

-Ale... co możemy zrobić? Przecież teraz już jest po wszystkim..-

Do sali wpadła Nana, cała zapłakana.

-Ona nie żyyyyjee- Adam i Łukasz podbiegli do niej żeby ją nieco uspokoić. Usiadła na krześle, łkając cicho.

-Może ten artefakt? Nie dałoby się go jakoś wykorzystać?-

Nagle mnie olśniło: Minuet który nie miał miejsca... ZMIENIACZ CZASU. Dokładnie w tym samym momencie kilka osób wpadło na ten pomysł.

-Zmieniacz czasu.- powiedziałem po cichu.

-A Zmieniacz?- Zapytała głośno Jaga.

-No.... to jest jakieś wyjście, ale mamy bardzo mało czasu...-

-Trzeba to dokładnie zaplanować, do którego momentu byście się cofnęli.-

-Macie kilka minut, żeby to wszystko odwrócić. My nie możemy wam pomóc.-

Tutaj chaos nagle ustał: ludzie zdali sobie sprawę, że to nie musi się tak skończyć. Doszliśmy do wniosku, że powstrzymując Doriana w momencie, kiedy jest na donżonie zapobiegniemy temu wszystkiemu. Podzieliliśmy się na dwie grupy: jedna mniejsza, która ruszała na wieżę zanim będzie zbiórka i druga, która miała podczas zbiórki robić zamieszanie na tyle długo, żeby udało się obezwładnić Doriana. Wszystko było zaplanowane. Wszelkie podziały już nie istniały od bardzo dawna, wszyscy działaliśmy w jednej, wielkiej rodzinie. Złapaliśmy się za ręce: Jaga przekręciła zmieniacz 2 razy. Od razu wszyscy ruszyli na swoje miejsca: mniejsza grupa pod dowodzeniem Jagi pobiegła do wieży, my podzieliliśmy się tak jak wcześniej na grupy i poszliśmy na miejsce naszych zbiórek. Wszystko toczyło się według planu: mówiliśmy, że reszta ludzi poszła na chwilę do wieży zabrać kilka potrzebnych rzeczy. Znów usłyszeliśmy "KADECI ZBIÓRKA", z tym, że tym razem reagowaliśmy o wiele wolniej. Wyszedłem na dziedziniec sam.

-Zbiórka jest?-

-Tak, gdzie są wszyscy?- zapytała pani rektor.

-Nie usłyszeli, są na rycerskiej. Już po nich idę.-

Wróciłem do sali, zebrałem wszystkich. Przy okazji Kasia zaczęła udawać, że jej się coś stało w kostkę. Zanim zwlekliśmy się ze schodów, minęło kilka minut. Ustawiliśmy się razem z grupą, która dotarła ze spotkania z Esterą na bastionach.

-Gdzie reszta?-

-Są w wieży, zaraz tu będą.-

-Pani profesor, trochę źle się czuje.- nagle powiedziała Bezduszna

-Oho, skoczcie ktoś po cukier.-

-Ja to zrobię!- wyrwał się Piotr i poleciał do wieży.

Zapanował istny nieład- Łukasz ogarniał Bezduszną, Adam krzątał się na wszystkie strony a Nana z Esterą stały zdziwione przyglądając się temu wszystkiemu. Znów trzask i alarm. Z wieży dało się słyszeć rzucane zaklęcia. Mają go pomyślałem, uradowany.

-Co tam się do diabła dzieje?- powiedziała Estera, i ruszyła do donżona.

Chaos powoli przestawał być na tyle chaotyczny, że Nana z Adamem zaczynali ogarniać. Trzeba znów czymś ich wytrącić z równowagi... pomyślałem.

Nagle Adam:
-Pójdę zobaczyć, co się dzieje w dormitoriach bo długo ich nie ma.-

-Chciałem coś powiedzieć!- wyrwałem, bo inaczej cały plan by się posypał

-Albo jednak nie.- I Adam wrócił do nas, zaciekawiony tym co mam zamiar powiedzieć.

-Skradziono zmieniacz czasu (habba babba, dziwna nieskładniowa gadka z mojej strony).-

Wszyscy profesorowie stanęli jak wryci, nie do końca ogarniając co usłyszeli.

-Yyyyy..-

-Ale po co?-

Wtedy z bastionów zeszła Estera, za którą już wracała grupa, która miała powstrzymać Doriana.

-Nie uwierzycie.... Nasi kadeci jakimś cudem znaleźli się dokładnie w tym miejscu, w którym pojawił się Dorian i natychmiast go rozbroili. Dementorzy już są w drodze, lada moment zabiorą go do Azkabanu.

Szybka wymiana spojrzeń: Udało się. Wszyscy żyją. Ustawiliśmy się, żeby posłuchać co Estera ma nam do powiedzenia.

-Nie wiem jakim cudem to zrobiliście, ale udzielam wam reprymendy a jednocześnie pochwały za pojmanie groźnego przestępcy, jakim jest Dorian Dilmun.-

-Estera, ktoś nam zwinął zmieniacz czasu.-

-To ja pani profesor, przepraszam.- Ovca zrobił krok do przodu, zanim ja zdążyłem cokolwiek powiedzieć.

-W ramach kary, posprzątasz jutro Niemca.-

Ovca wrócił do szeregu, i szepnął do mnie:

-Jutro przebieram Cię za mnie i to TY pójdziesz sprzątać ten burdel.-

Tylko się uśmiechnąłem, bo tak czy tak nasz plan wypalił. Dostaliśmy nakaz pójścia do dormitoriów... Euforia która wybuchła kiedy zniknęliśmy za rogiem była niesamowita: Tak! Tak... udało się. Wszystko jest tak, jak być powinno.....

Ewentualne błędy proszę mi wytykać, bo opowiadanie jest BARDZO długie i mogłem pominąć jakieś detale.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stanleyowa
Auror



Dołączył: 25 Wrz 2010
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Pszczyna

PostWysłany: Wto 13:15, 23 Sie 2011 Temat postu:

Pamiętam jeszcze jak już mieliśmy iść do dormitoriów to grupka osób bardzo się ociągała. Odwróciłam się, chcąc zobaczyć o co chodzi. Patrzę, a tam cała banda zgniata Esterę - a raczej wtedy panią rektor - w uścisku. Pamiętam zdziwienie pani rektor.
-Kadeci, co się z wami dzieje?

:)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CenturioneV
Auror



Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 285
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nyyysa

PostWysłany: Wto 14:20, 23 Sie 2011 Temat postu:

Złoty pisze wspomnienia na zamówienie, szpaan^^
A mi się właśnie przytoczyło chowanie z fasolkami. To było takie fajne, no, tym bardziej, że zawsze lubiłam się chować.
Dobra, najpierw mali, czyli my, chowaliśmy się. Plan miałam gotowy. Zrobiłam sruu na lapidaria dopóki był jeszcze chaos i schowałam się we wnęce w tym pomieszczeniu pod wieżą, która była absolutnie w cieniu i ja sama nie widziałam swoich rąk. Nikt nawet na lapidaria zajrzeć nie chciał, więc stwierdziłam, że w następnej rundzie znajdę jakąś lepszą kryjówkę. Wychodzimy, no, widać z których stron idziemy.

Duzi się chowają. Stwierdziłam, ze lapidaria są na tyle zacne, że na pewno ktoś się tam schowa, więc po gwizdku od razu zrobiłam sruu w tamtą stronę. O hi, Ovca za drzewem. W zastępstwo fasolki dostałam bodajże guzik, bo nie mógł ich znaleźć. Dobra, biegniemy do zieloności. W międzyczasie obczaiłam co jest za ta chatką i znalazłam sobie kolejną kryjówkę. Zmęczyłam się już wtedy trochę, ale walić, biegniemy. Doszłam w okolice dwóch wież. I idzie sobie Alek. Nawet nie ogarnęłam, że nie jest z mojej grupy, a on już mi dawał fasolkę, miło. Tu już kolka mnie złapała, więc po prostu sobie łaziłam, a nuż kogoś znajdę. Gwizdek.

Ponownie zrobiłam sru w stronę lapidariów i schowałam się między belkami a tymi podpartymi o nie drzwiami. I tu był FAAAAIL. Marta do mnie podchodzi od jednej strony, stoi dosłownie metr ode mnie, wali mi tą latarką po oczach, ja już zaczynam wyciągać fasolkę, a ta sobie idzie. Yy? Parę chwil po niej z drugiej strony zaszedł mnie Ovca i odzyskał swoją atrapę fasolki. Pod koniec już wyszłam, bo się niewygodnie siedziało. Gwizdek.

W następnej turze głównie biegałam i biegałam, nawet nie pamiętam czy kogoś znalazłam, ale wydawało mi się, że dostrzegłam ruch po drugiej stronnie tego bagna czy co to tam było, za tarczą. W poprzedniej rundzie widziałam jak Złoty stamtąd wyłaził, więc była taka opcja, że tam był. No to poszła głupia Ewa przez chaszcze i pokrzywy, a tam nikogo nie ma, no ale nvm. Gwizdek.

Znowu się chowamy. Tym razem stwierdziłam, że schowam się w krzakach, ale zmieniłam zdanie i weszłam do tej dziury przy bramie wjazdowej i schowałam się we wnęce. Co najmniej 7 osób właziło do tej dziury, świeciło po sufitach, po ścianach bocznych, ale nikt nie poszedł jeden krok dalej, żeby zobaczyć czy kogoś w tej wnęce nie ma. Ja za każdym razem się tam dusiłam byle nie wydawać najmniejszego dźwięku, stałam na jednej nodze na kamieniu i jakiejś butelce po piwie i dopiero jak każda z tych osób się oddaliła na tyle, żebym jej nie słyszała, brałam oddech, ale zaraz wchodziła kolejna osoba. To było creepy.
Gwizdek?

I ostatnia tura. Znowu przejęłam taktykę lapidaria-okolice-las, ale w odwrotnej kolejności. I już jak się nabiegałam po tym cholernym lesie, idę w stronę lapidariów, nie ma tam nikogo i skręcam za budkę. A coś tak mnie wzięło, żeby otworzyć te drzwi na mostek. Jak drzwi były w połowie otwarte usłyszałam gwizdek, a jak otworzyłam je całkiem, znalazłam Złotego. Oh hai

takie luźne byle co, ale może też ktoś będzie chciał poczytać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nana
Profesor LSM



Dołączył: 02 Paź 2009
Posty: 417
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 22:56, 23 Sie 2011 Temat postu:

ja bym chciala zamowić coś związanego z quidditchem. kto chce coś napisać?;p
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Amelie
Auror



Dołączył: 24 Lip 2011
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 9:39, 24 Sie 2011 Temat postu:

z akcji quidditchowych moją ulubioną jest obrona Ovcy ;D komentarze Toperza też nie był złe xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ovca
Profesor LSM



Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 384
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 22:23, 24 Sie 2011 Temat postu:

Ekhem, ekhem.
Może opiszę to, co działo się pewnego wieczoru.
Zebranie Gwardii Nany. habba-babba, na parkingu, nic ciekawego. Niecierpliwie czekam aż będę mógł pójść do Pani D. Rektor.
- Dobra, Ovca, to ty idź tam do nich. - rzecze Buba.
No to Ovca idzie do nich. Z przerażeniem spostrzegam, że Złoty idzie ze mną.
- Eeee, Złoty, ty też tam idziesz?
- Nie.
Uff. Złoty mnie mija. Kieruję się do rycerskiej, gdzie wita mnie zbiorowy okrzyk: "CO ON TU ROBI?!". Czil. Siadamy w pierwszej wnęce. Po chwili przybywa Pani D. Rektor. Siada przy oknie, u szczytu stołu.
- Ile nowych twarzy... Bezduszny... <bitchy whisper> ...no, no. Cieszę się, że cię widzę w naszym gronie. (jedzie dalej dookoła stołu)
Kogośtam jeszcze spostrzegła, nie pamiętam już kogo.
I zatrzymuje się na mnie. Podskakuje na krześle, przygryza wargę, spogląda na pozostałych.
- Karolu!
- ...
- Nie spodziewałam się tu ciebie!
- ...?
- Karolu!
- Taaak?
- Czy jesteś pewien, że przynależysz do naszego grona? Czy na pewno uważasz, że moje metody są słuszne?
- Daaa.
- Taak? Twoje zachowanie podczas lekcji zaklęć...
- <habba-babba, Chopin's bullshit>
-Nie jestem pewna twoich intencji.... <błysk w oku> Trino, pozwolisz?
Trino wstaje z miną suki tysiąclecia.
- Będę zaszczycona, Pani Rektor.
Ja - na zewnątrz zen, w środku - JAAAAA, O LATAJĄCY POTWORZE SPAGHETTI, PRZYSIĘGA WIECZYSTAAAA!

Wstajemy. Widzę za oknem parę osób, tuż pod nami. Trino tam staje, Zloty z zewnątrz mówi 'O HAI TRINO'.
Chwyt za nadgarstki.
- Czy przysięgasz być mi wierny? (WTF?) /tam chyba jednak było 'lojalny' - estera na pewno padły oba słowa. - ovca.
- Tak.
- Czy przysięgasz wykonywać wszystkie moje rozkazy?
- Taak.
- Czy nigdy nie zwątpisz?
- NIE.

I tutaj konsternacja Estery. Ale co się będzie, w sumie wakacje są.
Trino i jej biczi fejs oddalają się na swe miejsce. My w poczuciu zajebistości znów zajmujemy swoje. Potem mówię wszystko co wiem i co jeszcze pamiętam i grożąc palcem naciskam, żeby nie pili niczego, co do nich samych nie należy. (Mam nadzieję, że pepsi była pyszna, Trino.) Estera wręcza Piotrowi wspomnienia.


Ostatnio zmieniony przez Ovca dnia Czw 22:14, 25 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
estera
Profesor LSM



Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 153
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Lublin

PostWysłany: Czw 20:21, 25 Sie 2011 Temat postu:

Dobra, przemówię wreszcie.

Przysięga Wieczysta jest jednym z moich ulubionych wspomnień. Na spotkanie przyszło wtedy, tak jak Ovca napisał, kilka nowych osób na raz, co dało nam już całkiem pokaźną grupkę. Rozglądając się w półmroku po wszystkich zauważyłam kolejno Bezdusznego, Amelię i właśnie naszego drogiego Karla, siedzącego zresztą po mojej prawicy. Doprawdy uroczo się tłumaczył ze swojego wyjścia z zaklęć, ale nie pomnę już jak to szło dokładnie.

Zanim jednak przyszło składać samą przysięgę, pytałam niby niezobowiązująco - czy aby na pewno wie do kogo i po co przychodzi, czy popiera moje metody nauczania, czy będzie walczył z czarnoksiężnikami za wszelką cenę, czy pozostanie lojalny w tych nadzwyczajnych okolicznościach, czy będzie słuchał moich poleceń, itd., już sama nie pamiętam dokładnie.

I dopiero po tych wstępnych zapewnieniach stwierdziłam, że muszę być go pewna.

- Trino, pozwolisz?
- Będę zaszczycona, Pani Rektor.

Chyba wszyscy w tej sekundzie pojęli (o ile nie domyślali się już wcześniej) co się stanie. Wstałam, Karl również. Złapaliśmy się za nadgarstki stojąc właściwie przy samym oknie (któraś część mojej świadomości zaczęła się zastanawiać ile osób nas teraz widzi i jak to wygląda z zewnątrz). Trino podeszła i dotknęła naszych dłoni różdżką (byłam tak skupiona, że nawet nie odnotowałam czy tak było faktycznie czy nie). Słyszałam tylko jak wypowiadam pytania, nie do końca zresztą tak ogólne i niejednoznaczne jak chciałam, ale pomińmy to, za bardzo byłam podekscytowana tym co się dzieje. W końcu to PRZYSIĘGA WIECZYSTA. Wrażenie było niepowtarzalne, a przecież trzeba było grać, ciągle grać, opanowanie i totalny spokój.

To co działo się później z perspektywy czasu wydaje się już o wiele mniej klarowne, bo moim umysłem zawładnął wtedy już tylko obraz tego, co stało się przed chwilą.

c.d.n.

(btw, do kompletu przydałby się jeszce punkt widzenia Trino ;))


Ostatnio zmieniony przez estera dnia Czw 20:22, 25 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
estera
Profesor LSM



Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 153
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Lublin

PostWysłany: Czw 23:05, 25 Sie 2011 Temat postu:

Piszcie coś, bo nie chcę zamieszczać swoich postów jeden pod drugim :>
____________________________

Kolejne wspomnienie - podróż pociągiem do Grodźca.

Plan był prosty - spać, spać póki jeszcze mogę, najlepiej zasnąć od razu i obudzić się na miejscu.

No nie wyszedł tak do końca.

Nie sposób było nie cieszyć się tak zacnym towarzystwem, które wiozłam ze sobą. Ale ale, chwilami udawało się zasnąć. Co jakiś czas ktoś mnie z różnych powodów budził ('Bileciki poproszę'), ale za jakiś czas znów zasypiałam.

Śnię sobie, aż tu nagle budzi mnie już nawet dokładnie nie wiem co, niech będzie, że trzask (?) otwieranych drzwi do przedziału. Otwieram oczy, a tu do przedziału włazi dementor (pozdro Trino). Zanim ogarnęłam co się dzieje wstał chyba Kuba, wycelował w niego różdżką i powiedział coś w rodzaju 'Odejdź stąd, nikt tu nie ukrywa Syriusza Blacka pod peleryną'. Więc dementor odszedł, po czym Bezduszny z tym swoim stoickim spokojem podtyka mi pod nos dopiero otwartą tabliczkę: 'Czekolady?'

<3

***
Ta sama podróż, też przysypianie. Budzę się - a tu Kuba częstuje fasolkami wszystkich smaków. Obok Julke w swoim swetrze, Trino również gdzieś obok, próbujące po kolei różnych kolorów i plujące co chwila. Za oknem jakaś totalna dzicz, a w głowie ta wypełniająca cały umysł świadomość, że jedziemy na AA.
Scena jak wyjęta żywcem z książki.

(To mi się nie śniło, prawda?)


Ostatnio zmieniony przez estera dnia Czw 23:09, 25 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bezduszny
Profesor LSM



Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 162
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z nienacka

PostWysłany: Czw 23:08, 25 Sie 2011 Temat postu:

nope, nie śniło. Czysta prawda. Kuba odpędzając dementora coś przezabawnie przekręcił ale już nie pamiętam co xD (teraz już możesz pisać następny post)

Ostatnio zmieniony przez Bezduszny dnia Czw 23:09, 25 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Letniej Szkoły Magii ECK Strona Główna -> Akademia Aurorów Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin