Forum Letniej Szkoły Magii ECK Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Myślodsiewnia.

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Letniej Szkoły Magii ECK Strona Główna -> Akademia Aurorów
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
rubik
Auror



Dołączył: 26 Mar 2011
Posty: 12
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 21:09, 18 Sie 2011 Temat postu:

Ja jeszcze pamiętam jak czekaliśmy na autobus to nas zaatakowała osa która wyglądała jakby była pijana. Przez nią musieliśmy łamać szyk. xd
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Random Alek
Auror



Dołączył: 13 Sie 2011
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Nikąd

PostWysłany: Czw 21:47, 18 Sie 2011 Temat postu:

To może teraz ja,
A więc, kiedy ja i Rubik zostaliśmy przydzieleni do grupy Estery która miała znaleźć szkatułkę, od razu wiedzieliśmy co mamy zrobić - ZWIEWAĆ gdy tylko nadarzy się okazja, dołączyć do grupy Nany i im wszystko opowiedzieć. I wszystko prawdopodobnie by poszło z planem gdyby nie Rubik - idziemy w środku formacji, a on perfidnie do chyba Jagi bądź Piotra, że my będziemy patrolować tyły. Wtedy wiedziałem że oni zaczną nas pilnować i nie mamy szans na ucieczkę. No ale dobra pomyślałem - może się uda. idziemy z tyłu wszyscy się na nasz lampią, a Rubik non stop ciągnie mnie za ramię i na oczach wszystkich szepcze mi coś do ucha. Myślałem że się zabije, no ale cóż idziemy dalej. I kiedy zrobiło się już fest ciemno i byliśmy w lesie schodziliśmy po jakiś ledwo widocznych schodach, chciałem być ostrożny więc schodziłem powoli i nagle patrze - nie ma ich poszli i nawet nie zauważyli, a byłem już w połowie tych schodów i teraz ten kluczowy moment, myślę - zwiewać, no ale jest ciemno i mogę się zabić bo nie widzę tych schodów w tej ciemności, no to cholera muszę po nich zawołać, przychodzi Piotr świeci mi schody i schodzę, ok dobra nie zwiewamy pomyślę co da się zrobić i przekażę Rubikowi. Idziemy, docieramy do Grobu, potem do wież i nagle hałasy wszyscy się kryjemy. Mówię do Rubika jeśli to grupa Nany to rzucamy drętwotę w grupę Estery i dołączamy do nich. Oboje byliśmy przygotowani, czekamy na wielką bitwę, a tu Złoty wali jakiś tekst o tym że nie powinniśmy się dzielić na 2 grupy, itp, itd. Myślę "no ej? przecież tak nie miało być, no ale z drugiej strony to chyba dobrze że będziemy wszyscy razem złączeni bez żadnych kłótni. Ok rozdzielamy się i Ovca wyskakuje z gadką na temat veritaserum i obliviate, i zaczynamy rozmyślać co zrobimy z tą szkatułką, patrzymy a tu nie ma Rubika. Myślę sobie, nosz kurna nie mógł wcześniej uciec? no ale Toperz po niego poszedł, a reszta toczyła się już tak jak wszyscy pamiętają.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ovca
Profesor LSM



Dołączył: 03 Paź 2009
Posty: 384
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 22:04, 18 Sie 2011 Temat postu:

otaczają mnie idioci.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nana
Profesor LSM



Dołączył: 02 Paź 2009
Posty: 417
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 22:17, 18 Sie 2011 Temat postu:

a to może teraz Ovca coś napisze?:)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Łukasz
Profesor LSM



Dołączył: 17 Kwi 2011
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 19:12, 19 Sie 2011 Temat postu: zasieki :P

To może ja wreszcie wyjdę z ukrycia (od dawna czytuję bowiem Wasze rozmowy, ale sam się nie udzielam ;] ) na szybciorka dodam moją ukochaną wymianę zdań w Akademii, za którą Hanae dostaje ode mnie "Order zacięcia i poświęcenia"... XD

Otóż podczas pamiętnego biegu - eskorty, podczas której kadeci mieli się zaznajomić z miejscem strzeżonym silnymi zaklęciami, a także ze sposobem wejścia do środka, jedna z grup postanowiła zrobić zasieki, by drudzy nie mieli tak łatwo... I tu następuje mój ulubiony dialog między Haną i Toperzem, który zbiera gałęzie na, przyznaję, dość stromym zboczu... (parafrazując)

Hanae: Toperz, łam te gałęzie!
Toperz: no ale nie mogę?
Hanae: no to nogą!
Toperz: ale spadnę!
Hanae: Ale przynajmniej będziemy mieli dobre zasieki!

Hanae, love ya! :]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Złoty
Auror



Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 162
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Z miejsc których nigdy w życiu nie widziałeś

PostWysłany: Sob 19:43, 20 Sie 2011 Temat postu:

Na życzenie Estery opiszę dorzucę do tych myśli to, co jeszcze pamiętam z rozmowy wstępnej.

To był dopiero początek, więc wszyscy byli dosyć zdenerwowani. Ciche rozmowy na temat tego, że Toperz spędza tam już kolejną minutę- o co mogą go pytać? Co tam robią? Nagle na szczycie schodów w Kominkowej pojawiła się Estera:

-Daniel Buczko!-

Zapadła chwilowa cisza, ale ja, dość pewny siebie (bo przecież nie każą nam łapać smoka) ruszyłem schodami na górę. Już po kilku stopniach poczułem zapach świeczek i zauważyłem, że u góry panuje półmrok. Przeszedłem przez próg i zobaczyłem Książęcą zasłaną w każdym kącie świeczkami, z całą kadrą siedzącą przy stole. Panowała idealna cisza, słychać było tylko moje kroki. Podszedłem bliżej: Estera wskazała mi krzesło z uśmiechem na ustach. Zająłem wskazane mi miejsce i postarałem się nieco ogarnąć emocje: taki widok był dosyć... zacny.
Nagle o stół pacnęła biała teczka, rzucona tam przez Nanę ze sterty takich samych leżących obok. Kątem oka zobaczyłem, że jest na niej moje imię i nazwisko oraz niżej napisane "Złotogrzywy". Udawałem niewzruszonego.

- Daniel Buczko... znany też jako Złotogrzywy... skąd ta ksywka?-

Głos Estery niósł się tak bardzo, że byłem zdziwiony, że nie było go słychać na dole. Historia to nie długa więc opowiedziałem ją dość szybko, obojętnym tonem ("opanujcie emocje").

- Był pan również reprezentantem turnieju trójmagicznego. To prawda?-

- Oczywiście.-

- Gazety pana lubią...-

W tym momencie wyjęła z teczki 2 Żonglery właśnie z turnusu turniejowego.
No nieee.... pomyślałem, było tam napisane tyle dziwnych rzeczy, że Auror z takimi kwalifikacjami mógłby zostać co najwyżej komikiem dla rozrywki Ministra. Przeczytała akurat te dwa, absurdalne artykuły, ale na szczęście bez większej ciekawości zaczęła szperać w zdjęciach. Moim oczom ukazałem się ja sam: siedzący w szafie z krzesłem, stoliczkiem i lampką. No cóż, myślę że za odrobinę prywatności podczas przygotowywania do turnieju nie będą się za bardzo czepiać pomyślałem. Wytłumaczyłem szybko co mną kierowało, żeby siedzieć w szafie. Na szczęście i to zdjęcie szybko wylądowało z powrotem w teczce.

- Pana patronus to pies. Jest pan w stanie to wyjaśnić?-

- Psy są wierne. Ja nigdy bym nie opuścił swoich przyjaciół, dlatego właśnie pies.-

I tak naprawdę tutaj zaczęła się prawdziwa rozmowa. Zacząłem rozumieć o co w tym chodzi: czy jesteśmy zdolni do poświęceń, czy uważamy, że cel uświęca środki... Tak naprawdę podczas tej rozmowy zdałem sobie sprawę, że naprawdę w ostateczności byłbym w stanie oddać życie za inną osobę. Czułem jakby ktoś nagle zaczął otaczać mnie bańką wypełnioną powagą, emocje przeradzały się w skupienie, a wzrok nie odpuszczał ani na chwilę żadnej z osób obecnych przy stole. Myślę, że Nana już wtedy wiedziała, że będę po jej stronie w ciągu całej fabuły: Kategorycznie nie chciałem używać niewybaczalnych: stwierdziłem, że trzeba pokonać wyzwanie, którym jest zwalczanie czarnej magii białą, pozostać w pełnym świetle. Wydawało mi się, że czas płynie wolniej niż zwykle podczas całej tej rozmowy. Dostawałem pytanie za pytaniem, z czasem powaga pytań rosła w pewnym momencie wręcz wykraczając poza skalę. Ale nagle usłyszałem klapnięcie zamykanej teczki i słowa Estery:

- Dziękujemy. To by było na tyle. Może się pan oddalić.-

To było jak wybicie z transu: nagle wróciły emocje, myślenie i w głowie tylko takie Łoaaaaaaaaa.... Zapowiada się naprawdę najlepszy turnus ever. Z tym wszystkim w głowie siedziałem przez następne pół godziny z Toperzem na bastionach rozmawiając i czekając, aż przybędzie więcej osób żeby podzielić się wrażeniami.


Ostatnio zmieniony przez Złoty dnia Sob 19:52, 20 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
estera
Profesor LSM



Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 153
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Lublin

PostWysłany: Sob 20:02, 20 Sie 2011 Temat postu:

Złoty, dziękuję. Reszto - nie dajcie się prosić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CenturioneV
Auror



Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 285
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nyyysa

PostWysłany: Sob 20:30, 20 Sie 2011 Temat postu:

Ulegam szantażowi. Nie no, przydałoby się opisać co się działo później.
Wszyscy generalnie strasznie się bali o co możecie chcieć nas pytać. Rozpoczęły się różne spekulacje. Baliśmy się, że będziecie nas wypytywać o życiorys, każdy zaczął analizować to, co napisał w CV, żeby móc odpowiedzieć na wszystkie pytania a propos siebie. Kuba bodajże każdemu liczył czas i z przerażeniem wołał "on już tam siedzi ponad 8 minut!". Każdy wymyślał jaką ma różdżkę. Z jakiego drewna, z jakimi właściwościami, z jakim rdzeniem (tak, ja miałam mieć chyba brzozę, 7 cali, włókno z mięśnia druzgotki). Przypominaliśmy sobie wszystko co tylko można było z pracy aurorskiej w Potterze. Co chwile ktoś z nadzieją wspominał, że przecież nie będą od nas wymagać niewiadomoczego.
Jak wychodził ktoś, to osoba, która miała iść 2 kolejki później już przygotowywała się do wyjścia, istna paranoja. Ja osobiście cały czas desperacko w głowie próbowałam wymyślić dlaczego mój patronus to jednorożec.

-Juralewicz Ewa

No dobra, spokojnie, idziemy. Na schodach prawie się potknęłam o własne glany, wchodzę, a w głowie pojawia się tylko jedno wielkie UAU na widok TEGO.

Standardowe energiczne pacnięcie teczką w stół i się zaczyna.
Estera z miną absolutnej powagi:

-Dlaczego chciałabyś zostać aurorem?

W tym momencie palnęłam, że ta praca mnie fascynuje. Grono za bardzo przyczepiło się tego wyrazu i na początku przeklinałam siebie samą, że to powiedziałam, ale w sumie było ciekawiej. Cały czas miałam ochotę się porozglądać dookoła i nacieszyć oczy tym zacnym widokiem książęcej i czasem nie za bardzo zwracałam uwagę na to, co mówię. Absolutnie zapomniałam o wizerunku mojej postaci, walić, improwizujemy.

-Jak uważasz, które twoje cechy przydadzą ci się w pracy aurora?

Pomyślałam o klimacie aurorskim i przypomniała mi się partia śmierciożerców online, która była zdecydowanie najlepiej zagraną przeze mnie partią ze względu na zmanipulowanie dwóch osób, więc powiedziałam coś o manipulacji.

-Taak, to się bardzo przyda.

O nie, o nie, o nie, o nie. Tylko nie każcie mi udowadniać, błagaam.
Tutaj pokazują moje zdjęcie z natalionu, gdzie wieszam karty pod sufitem. Dobra, nie jest źle.

-Widzimy, ze zaklęcie lewitujące opanowała pani do perfekcji. Jak z innymi zaklęciami?

Zmieszałam się, bo na pytanie o takie umiejętności nie byłam w żadnym stopniu przygotowana, ale jakoś się wymigałam i coś skleiłam. I tu nastąpiło pytanie, którego najbardziej się obawiałam.

-Dlaczego twój patronus przyjmuje postać jednorożca?

IEEEE, co mam powiedzieć, co mam powiedzieć? Patrzę na Esterę, a ona dalej ma ten mroczny, superpoważny i surowy wyraz twarzy, aaaj. Ale, hoi, patronusa się nie wybiera! Jak powiem, że nie wiem, to nie będzie to coś nadzwyczajnego. Uff.

-Dziękujemy, możesz opuścić salę.

Rozmowa minęła mi bardzo szybko. W sumie nie wiem czy po prostu była taka krótka, czy tak przejmująca i zacna (nie no, te określenia z pewnoscią pasują). W każdym razie po rozmowie mój umysł nie mógł ogarnąć co może być jeszcze bardziej klimatycznego i OSOM. W tym momencie płakać mi się zachciało jak sobie pomyślałam, że miało mnie nie być na turnusie i strasznie żałowałam, że nie przygotowałam się do wszystkiego lepiej.
AVE WAM


Ostatnio zmieniony przez CenturioneV dnia Sob 20:32, 20 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Stanleyowa
Auror



Dołączył: 25 Wrz 2010
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Pszczyna

PostWysłany: Sob 22:05, 20 Sie 2011 Temat postu:

Kolejna noc... Kolejne tajne spotkanie grupy pod wezwaniem Nany (ładnie?). Wychodzę z wieży dla niepoznaki ubrana w szatę. Na schodach przy wejściu oczywiście pełne światło i inni aurorzy siedzą i ględzą. No dobra... Może mnie nie zauważą...

O dziwno nie zauważyli :)

Spotkanie miało się odbyć za murami zamku. Idę sobie spokojnie w stronę bramy. Robi się coraz ciemniej. Zorientowałam się, że ktoś za mną idzie. No to świetnie... Idę spokojnie dalej. Odwracam głowę żeby sprawdzić kto to, ale jak na złość w ciemności nic nie widać, a na dodatek postać jest na tle światła, więc mogę zobaczyć tylko jej czarny zarys. Jak to będzie ktoś z grupy Estery to mam przesrane... Muszę szybko wymyślić jakąś bajeczkę... Po co mogę iść w środku nocy do wyjścia z zamku? W końcu przystanęłam. Raz kozie śmierć...
-Kto tu idzie? - usłyszałam.
Od razu odetchnęłam z ulgą.
-Julka - powiedziałam.
To był Ovca.

Potem zaczął jakąś gadkę z pytaniami czy jestem na pewno w "ich grupie" (to było jego pierwsze i ostatnie spotkanie, więc wybaczam niedoinformowanie), co wydało mi się poniekąd absurdem bo, przepraszam, jak JA mogłabym nie być z Wami od początku do końca? No jak? Ja?

Wyszliśmy z zamku. Stanęliśmy najpierw na środku drogi. Zorientowałam się, że to wcale nie jest najlepszy pomysł więc przeszliśmy pod drzewo. Po chwili przyszła Nana i jeszcze kilka osób :) To chyba było jedno z naszych najfajniejszych spotkań :)

Dziś mogło być trochę nieskładnie z mojej strony - wybaczcie. Gadam z trzema osobami na raz, siedzę na telefonie i piszę tego posta więc chyba nie jest aż tak źle :) Mogło być bardziej źle...

EDIT:
Taki mały dodatek dla Hany i Buby (jak tu zajrzą) niezwiązany w najmniejszym stopniu z tematem :)
http://www.youtube.com/watch?v=znybGmRjGpk


Ostatnio zmieniony przez Stanleyowa dnia Sob 22:07, 20 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Clevleen
Auror



Dołączył: 13 Paź 2009
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Gliwice

PostWysłany: Sob 23:11, 20 Sie 2011 Temat postu:

Apropos tego spotkania poza murami zamku.

Gdy juz wszystko zostało omówione postanowiliśmy wracać do zamku mniejszymi grupami z wiadomego powodu. Buba, Bogna, Kasia i ja oddaliłysmy się pierwsze. Gdy jednak przekroczyłyśmy już bramę wewnętrzną, dostrzegłyśmy dużą ilość ludzi przy wejściu do zamku (czekali na eliksiry bodajże). Niepewne zatrzymałyśmy się i odniosłyśmy wrażenie, że ktoś idzie w naszą stronę. Rzuciłyśmy się biegiem do lapidariów, żeby osoba, która była członkiem grupy Estery nas nie zobaczyła. Wbiegłyśmy po schodach i ukryłyśmy się w trawie. Nasłuchiwałyśmy. Słyszałyśmy kroki, jakieś ciche rozmowy. I nagle... trzask zamykanej bramy i ryglowanie drzwi. Otrząsnęłysmy się i wybiegłyśmy z kryjówki. W sama porę, bo Nana kończyła juz zamykać wrota. W zbyt dużym szoku chyba byłam, gdyż zamiast zawołać, żeby nam otworzyć, ja... zapukałam <miszcz>
Drzwi zaczęły się otwierać, a za nimi dostrzegłyśmy zdziwioną Nanę, która była pod wrażeniem naszych zdolności teleportacyjnych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bezduszny
Profesor LSM



Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 162
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z nienacka

PostWysłany: Sob 23:59, 20 Sie 2011 Temat postu:

To ja jako pierwszy opiszę syrenę.

Siedzimy sobie w tych opaskach, szeptamy te szeptanki. Ciemno. Nagle - niemożliwie znajomy, przeszywający dźwięk... Mój wyczulony wtedy słuch wyłapał, że zakres częstotliwości jest charakterystyczny dla głosnika, nie syreny, więc nie bałem się, że to pożar. Ale adrenaliny nie brakowało - najgorsze (lub najlepsze, zależy od punktu widzenia) było to, że świadomie nie skojarzyłem z Silent Hillem, bo byłem skonfundowany, za to jak najbardziej skojarzyłem to podświadomie z zagrożeniem. W efekcie mój mózg przestawił się na ZARAZCOŚSIĘSTANIE ZARAZCOŚSIĘSTANIE ZARAZCOŚSIĘSTANIE. Wybiegająca Estera, wszyscy jak na szpilkach. Prawie nikt się nie odzywa, przynajmniej jak na alarm w środku nocy. Ponieważ polecono nam nie ruszać się z miejsc (hehe), ktoś przy oknie (chyba Koniu) relacjonował nam półsłówkami czarowanie nieba.

KADECI, NA DZIEDZINIEC!

To była najbardziej zsynchronizowana zbiórka ever - wszyscy jak jeden mąż zerwali się z krzeseł i szybkim krokiem (nie biegiem!) udali się na miejsce.

Po zbiórce mieszanka podniecenia pt. FABUŁA SIĘ ZACZYNA i tej radosnej schizy pt. ZARAZ WSZYSCY ZGINIEMY. Ręce na różdżkach, wchodzimy do wieży. Ostrożnie otwieramy drzwi dormitorium, celujemy różdżkami, włączamy światło. Czysto. Po czym:

- Śmierdzi tu. Trupem.

+5 do schizy. Po pobieżnym obejrzeniu terenu okazuje się, że drzwi, które nazywaliśmy szafą i które były zamknięte i przystawione łóżkiem, teraz są OTWARTE i uchylone. Akurat wtedy, kiedy zostały złamane zaklęcia ochronne zamku. Ciężko rozkminialiśmy, czy to część fabuły i czy to celowe i dokąd też te drzwi prowadzą (wciąż były zastawione łóżkiem, a nawet dwoma). Utarła się nawet lansowana przez Martę i Voldi wersja, że prowadzą na krużganki, choć drzwi były z zupełnie innej strony. Zamknęliśmy je, żeby przestało śmierdzieć.


Siedzieliśmy więc tak planując warty na całą noc i prawdopodobnie żłopiąc vifony, po czym ktoś powiedział, że idzie do toalety. Zawtórowało mu parę osób, a reszta nie chciała zostawać sama. W efekcie wzięliśmy lumosy, różdżki i utworzyliśmy formację linia na schodach i ubezpieczając się wzajemnie zeszliśmy do łazienek, która to wyprawa przebiegła na szczęście (lub niestety) bez większych przygód.

Potem był nocny Żongler, artykuł o Dorianie. Niestety nie pamiętam co działo się w związku z tym, prawdopodobnie rozkminy czy został słusznie skazany. W końcu padliśmy do łóżek.

I NA ZAPRAWĘ RANO JEAH


Ostatnio zmieniony przez Bezduszny dnia Nie 0:00, 21 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Random Alek
Auror



Dołączył: 13 Sie 2011
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z Nikąd

PostWysłany: Nie 11:23, 21 Sie 2011 Temat postu:

A najlepsze że za tymi drzwiami była średniowieczna toaleta ;]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kingu
Auror



Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Czocha

PostWysłany: Nie 17:29, 21 Sie 2011 Temat postu:

Od początku turnusu ktoś co jakiś czas przebąkiwał nieśmiało "Myślicie, że będą zaklęcia?" Nie, no co Ty, że niby jak by to miało wyglądać? Niemożliwe...

Jednak nadszedł ten dzień, na który chyba wszyscy, ale to wszyscy czekaliśmy, od kiedy pierwszy raz sięgnęliśmy po książki o Harrym. Pierwsza lekcja zaklęć. Miałam szczęście być w grupie, która rozpoczynała właśnie zaklęciami.

Kiedy wchodziliśmy tymi przeklętymi schodami do książęcej napięcie po prostu rozsadzało od środka, każdy jak najszybciej chciał się znaleźć na górze, zobaczyć jak to będzie. Na początku krótka scenka pojedynku. Nie mogłam oderwać od Was oczu, ręka coraz mocniej zaciskała się na różdżce i myśl - to się nie dzieje... Padło kilka podstawowych zaklęć, potem nagłe przejście do niewerbalnych (łaaaaa!) i końcówka - czy to było...? Nie, nie zrobiłaby tego Nanie, to nie mógł być Imperius.

Podczas ćwiczeń byłam w parze z Voldi. Na początku byłyśmy strasznie niepewne, nerwowo chichotałyśmy cicho wymawiając Expelliarmus z lekkim zdziwieniem w głosie. Chwilę zajęło nam wciągnięcie się w ten schemat działania, potem Drętwota, powolne odkrywanie jej działania i konsekwencji niedokładnego wymówienia inkantacji Az wreszcie Protego, które wcale nie chciało chronić...

-No, to kto z Was chce spróbować mnie rozbroić?
Albo mi się wydawało, albo każdy robił choć pół kroku w tył słysząc to zdanie z ust pani Rektor. Kolejne osoby stawały przed Esterą, kłaniały się a ich zaklęcia jedynie mniej lub bardziej poruszały różdżką Estery. Prawie na sam koniec przyszła pora na mnie. W momencie, w którym stanęłam na przeciwko Niej niczego ani nikogo więcej wokół nie było. Krótki schludny ukłon, dłuższa chwila skupienia - istniała tylko moja i jej różdżka, tylko to się liczyło. Expelliarmus! - powiedziałam zdecydowanie. I wtem słyszę dźwięk upadającej różdżki, nawet nie zarejestrowałam momentu, w którym TO się stało.
-Hmm, gratuluje. Bardzo dobrze.

Rozbroiłam jako pierwsza REKTORA Akademii Aurorów. Obrzydliwie nieskromnie powiem - czuje się całkiem pro z tego powodu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Złoty
Auror



Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 162
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Z miejsc których nigdy w życiu nie widziałeś

PostWysłany: Nie 18:57, 21 Sie 2011 Temat postu:

Dobsz, to ja opowiem coś ze straszenia.

W pokoju było już ciemno, bo wszyscy w końcu poszli spać. Dzień był męczący a Alek mimo wszystko siedział i do blisko 1 w nocy maltretował gitarę. Nadchodził już błogi stan snu, ale nie: nagle w pokoju robi się rumor, zapala się światło a stojąca w drzwiach Estera zbiera ochotników na łapanie duchów. Tak czy tak już nie zasnę, bo byłbym ciekaw co tam robią, więc może jednak pójdę pomyślałem. Ubrałem się, zabrałem różdżkę, latarkę i ruszyłem ze stadem ochotników na dół. Znów wyła syrena: ale tym razem zrobiła już mniejsze wrażenie niż na początku: wiedzieliśmy co się dzieje. Szybka zbiórka, podzielono nas na dwójki, krótkie info na temat tego, że na zamku roi się od duchów i tego, jak się ich pozbyć. Dostaliśmy do rąk leksykon duchów, podzieliliśmy się która dwójka którym się zajmie i ruszyliśmy zbierać potrzebne nam odłamki gwiazd, które akurat spoczywały na dziedzińcu. Z gwiazdą w kieszeni, świeczką w dłoni i zapałkami w drugiej kieszeni dosyć szybko dotarliśmy do miejsca w którym straszył nasz duch. A w sumie duchy. A nawet fantomy. Postawiliśmy w tym miejscu świeczkę, wypowiedzieliśmy inkantację, dołożyliśmy gwiazdę i już mieliśmy wracać do pokoju, gdyby nie to, że spotkaliśmy Hane i Bube które krążyły po zamku w poszukiwaniu ich znaku.

-Może pójdziecie z nami?- zaproponowała delikatnie zdenerwowana Hana

Tak też uczyniliśmy. Jak na środek nocy było dość ciepło, więc było dość przyjemnie gdyby nie to, że obawialiśmy się nagłego ataku duchów. Dziewczyny wypchnęły mnie na przód, usprawiedliwiając się tym, że z moją latarką przynajmniej coś widać, więc jako że byłem o wiele bardziej narażony na ewentualny atak zacząłem sprawdzać każdy zakamarek zamku. Byliśmy święcie przekonani, że Donżon jest otwarty, więc zamiast schodzić z murów to przedostaliśmy się prowizorycznym przejściem i zaczęliśmy kolejne nieudolne poszukiwania znaku. Widok z samej góry był zacny: pełno światełek podróżujących po całym zamku w niepokoju. Bez nadziei na znalezienie tam znaku, zaczęliśmy schodzić na dół, ale gdy dotarliśmy do drzwi prowadzących już na dziedziniec okazało się, że są zamknięte. Ups. Znów trzeba było się wdrapać do góry, przejść prowizorycznym przejściem i dalej mozolnie szukać. Ich znaku nadal nie udało nam się spotkać (była to buteleczka bulgoczącego eliksiru). Przeszliśmy wszystkie możliwe przejścia, mury, znaleźliśmy chyba każdy znak oprócz tego jednego. Schodziliśmy właśnie z krużganków, kiedy nagle w drzwi prowadzące na drugie piętro wieży północnej coś łupnęło. Buba z Haną nagle zmieniły kierunek w którym zmierzały (tempo z resztą też), ja z Kubą cofnęliśmy się kawałek bo mimo wszystko nikt się tego nie spodziewał. Rzuciłem protego, tak ku pewności że nikt nie oberwie zaraz zaklęciem i spojrzałem przez szparę w drzwiach: zobaczyłem wyraźnie zadowolonego z siebie Alka, który właśnie próbował powstrzymać się od śmiechu. Bardzo śmieszne. Poinformowałem resztę o tym, że to jakiś pointless żart i w końcu zeszliśmy na dziedziniec. Tam dowiedzieliśmy się, że Piotr widział znak dziewczyn, a nas praktycznie od razu odesłano do wieży, bo mieliśmy chodzić dwójkami, a nie 4 osobową grupą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
CenturioneV
Auror



Dołączył: 29 Wrz 2009
Posty: 285
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Nyyysa

PostWysłany: Nie 20:37, 21 Sie 2011 Temat postu:

To ja może opiszę pierwszą symulowaną eskortę.
Powiedzmy sobie szczerze, że zajęciami z taktyki nie byłam szczególnie zachwycona, ale stwierdziłam, że na pewno przydadzą nam się do czegoś, co będzie bardzo pro. No i powiedzmy, że się nie myliłam.
Zbiórka, wyjaśniono nam na czym wszystko polega, moja grupa, z Julke na czele jako pierwsza była grupą aurorską, eskortowaliśmy Amelię. To był taki szybki ogar, idziemy z psorem do punktu wyjścia i ustalamy taktykę. Pierwsze od czego zaczęliśmy to szyk. Na początku mieliśmy iść linią, potem przekształcić się w diament. Spodziewaliśmy się mocnego ataku przy samym kościele, ale stwierdziliśmy, że mogli porozstawiać zasadzki po drodze. W związku z tym mieliśmy 4 zwiadowców- 2 z przodu, 2 z tyłu. W międzyczasie Asia została Amelią, a Amelia Asią. W krytycznej sytuacji przy kościele Jaga miała puścić się biegiem i z Amelią dobiec do celu. Dobra, mamy 2 minuty. I w tym momencie rozpoczęła się jakaś bardzo pointless rozmowa między Kubą- naszym medykiem, który sprawdzał czy na pewno ma ze sobą wszystkie niezbędne środki- i Ovcą, zwiadowcą, który nie wiadomo po co chciał od niego koniecznie syrop na kaszel. No nieważne, ruszyliśmy parę sekund po czasie, w międzyczasie zostawiłam na murku moją osom latarkę, której później już nie odnalazłam i ruszyliśmy szybkim krokiem.

Zwiadowcy pobiegli sprawdzić czy boczne wejście jest otwarte. Nie pamiętam już czy było czy nie ani którą bramą wyszliśmy, bo i tak zaraz mieliśmy się znaleźć na głównej drodze. I w tym momencie we mnie wstąpiło bardzo klimatyczne uczucie zagrożenia i tego, że ktoś mnie obserwuje. Głowa latała na wszystkie strony starając się ujrzeć co tylko się da, chociaż nie wzięłam ze sobą okularów (gratulacje). Szliśmy bardzo wolno, bo sprawdzaliśmy wzrokiem dokładnie każdy kawałek powierzchni. Co chwile ktoś szeptał, żeby trzymać szyk i żeby trochę przyspieszyć. Zwiadowcy ciągle szli zboczem i z przodu. W końcu gdy wędrówka przez krzaki okazała się niemożliwa, zeszli na dół. Oczekiwaliśmy ataku za zakrętem, ale nic się nie wydarzyło, więc już pewniejszym i szybszym krokiem szliśmy na dół spodziewając się tam ataku.
I tu powstał CHAOS. Każdy w każdego miotał zaklęciami, z ust smierciozerców w ogóle leciały klątwy wszelkiego rodzaju. Nikt nie wiedział na co ma reagować i w sumie nikt nie widział gdzie kto jest, dlaczego, o co mu chodzi i do kogo krzyczy. W międzyczasie Amelia została złapana, oh hai.
Tutaj każdy pamięta sratatata cośtam cośtam.
Trochę się streszczę, bo coś czuję, że bardzo przynudzam.

Zostaliśmy śmierciożercami. Z początku plan był taki (albo ja po prostu źle zrozumiałam), że dużo ludzi rozstawia się po lesie i z ukrycia rzucają na ludzi oszałamiacze i po kolei eliminują w drodze do zamku, do którego pobiegło 5 osób. 3 osoby ustawiły się przy bramie głównej, a 2 przy wejściu bocznym. Tutaj dostrzegłam wielką lukę w planie, ale bardzo się myliłam, bo inaczej to sobie wyobrażałam. W każdym razie oczekiwaliśmy (już te 3 osoby przy bramie- ja, Ovca i Kasia), że przyjdą tu prawie całą gromadą. Ja schowałam się w budce, tak że wystawała tylko moja różdżka i mnie nie było widać, Kasia za murem, a Ovca tuż za zamkniętą bramą, gdzie z zaskoczenia miał się rzucić na Trino jakby się tam pojawiła. No i tutaj był FAAAIL.
Ktoś szedł. Bardzo powoli, bardzo uważnie, z różdżką w ręku. Nie miałam okularów i siedziałam w ukryciu, widziałam tylko, że to jakaś dziewczyna. Jak wyszła, zaatakowałyśmy ją z Kasią i oszołomiłyśmy po czym chciałyśmy ją gdzieś ukryć, żeby nikt nie zobaczył, że ktoś tu czyha. I dopiero jak rzuciłyśmy Renervate, żeby wyjąć różdżkę i dziewczyna krzyknęła:
-Co wy sobie wyobrażacie?! Ja nie biorę udziału w akcji!
;ogarnęłam, że to Pani Rektor, oł jea.
No w każdym razie w końcu przyszła grupa. Było tam może z 5 osób, nie widziałam kto, w każdym razie moja kryjówka była dość skuteczna, bo udało mi się oszołomić ze 3 osoby, ale w okienko zajrzał Alek i oszołomił mnie.
Leżałam bez różdżki przy stoliku, ktoś nade mną cały czas stał i czekałam. Potem ktoś obwieścił koniec akcji.

No i to by było na tyle. W sumie to tylko przypomnienie tego, co już mówiliśmy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Letniej Szkoły Magii ECK Strona Główna -> Akademia Aurorów Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 2 z 6


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin